Nadszedł czas
powrotu – długi czas. Za pięć i pół godziny mam autobus do
Wrocławia i spędzę w nim 30 godzin. Będzie ciężko. Jestem w
Tuluzie. Mieście pełnym kontrastów, gdzie koło hoteli lub w
bramach śpią bezdomni. Czarni i szarzy.
Miasto pełne
ogródków kawiarnianych, gdzie mimo nadchodzącej północy jest
pełno turystów. Kontrastują z tym jego ciemne strony – alkohol,
prostytutki, narkotyki i bezdomni, jak to w każdym dużym mieście w
Europie.
Często w podróżach
jestem pytany, czy nie boję się spać w nocy w lesie. Nie bardzo,
choć są momenty, gdy takie sytuacje się pojawiają. Boję się za
to dużych miast, bo to one są tak naprawdę niebezpieczne, boję
się weekendów w dużych miastach tuż nad ranem. Wtedy bywa
niesympatycznie.
Znalazłem gniazdko
elektryczne i stolik. Pełna kulturka na dworcu kolejowym.
Ciekawie być
turystą. Patrzy się na świat inaczej. Widzi się więcej, lecz
jednocześnie widzi się siebie na miejscu napotkanych, obcych ludzi.
Bez filtrów codzienności. Ja dodatkowo mam barierę językową,
więc czuję się bardziej wyalienowany. Ludzie na mnie różnie
patrzą (po dwumiesięcznej pieszej podróży) – czasem z
niesmakiem, czasem z zaciekawieniem, ale najczęściej obojętnie –
takie czasy nastały, gdy ludzie są „letni”
Ktoś zaczął grać
na pianinie, które jest w poczekalni. Od razu zrobiło się weselej
tej piątkowej nocy.
Śmierdzę – mam
przepoconą koszulę i nic na to nie mogę poradzić. Drugą, która
mi została mam mokrą w worku w plecaku i pewnie śmierdzi już
jeszcze bardziej po upalnym dniu. Mi to za bardzo nie przeszkadza,
ale współczuję ludziom, którzy będą ze mną jechać autobusem.
Nie ma rady – musimy to jakoś wytrzymać – te 31 h wspólnej
udręki, zamknięci w ciasnej przestrzeni.
Tuluza,
Francja 25 sierpnia 2017r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz