Sylwestrowa noc – na trzeźwo, nie
licząc nikotyny, kawy i herbaty. Dawno nie czułem się tak dobrze w
tym stanie, choć wychodziły ze mnie różne „demony”.
Doznawałem pokus cielesnych, alkoholowych, lecz odrzuciłem to w
sobie, albo raczej nie wybrałem. Dusiła mnie też tęsknota za
ukochaną osobą i świadomość afektycznych „potrzeb”
bliskości, czułości, namiętności, kobiecej energii którą
ciężko mi z siebie wydobywać.
Nie sądziłem, że będzie to aż tak
trudne – pół roku bez ukochanej osoby; że jest aż tyle aspektów
związku, które dzielimy z drugą osobą.
Poszedłem z siostrą na wzgórze
Andersa, która po tym wieczorze jest na mnie obrażona. Za bardzo
przekroczyło to jej strefę komfortu. Wejście na wzgórze i
świszczące i spadające koło nas fajerwerki. Tłum wśród
ostrzału. Pijany tłum.
Ryzyko było, ale niewielkie i
skalkulowałem je. Dla niej jednak było to za dużo i dostarczyłem
jej zbyt silnych emocji ( ja w tym czułem się względnie
komfortowo, choć z drugiej strony byłem czujny, bo wiedziałem że
jest pod moją opieką ). Zamknęła się w sobie, nie złożyła
życzeń, nie chciała się do mnie odzywać w drodze powrotnej. Mam
nadzieję, że gdy się uspokoi będzie mimo wszystko miło wspominać
te piękne ( choć głośne ) wybuchy i widoki. Oczywiście jak się
okazało nie pomyliłem się co do stopnia ryzyka – nic nam się
nie stało. Można powiedzieć, że staliśmy w 2-3 rzędzie
wydarzeń.
Ja bardzo potrzebuję silnych bodźców,
bycia na krawędzi „wiedzenia”, gdzie świat jest
nieprzewidywalny i przez to żywy, bo inaczej życie staje się dla
mnie nudne – to jakaś trauma po podróżnicza. Niby mogę żyć w
„realnym” świecie, a z drugiej strony jest to cholernie nudne –
nie ma tej codziennej stymulacji jaką przeżywa się w podróży.
Nie chcę zmarnować tego roku i czekać
na „lepsze czasy”, na kolejną wyprawę, na powrót Iwony itd.
Nie o to chodzi w życiu ( mężczyzny ) aby czekać, ale by działać,
eksplorować, doświadczać – pasja, przygoda, ekscytacja. Stawiać
sobie jak najwięcej wyzwań, przekraczać w nich siebie, bez
oglądania się wstecz i rozdrapywania dawnych ran; użalania się
nad sobą.
Owszem uwikłany jestem w pewne
zależności – praca, obowiązki etc. Z drugiej strony dalej mogę
dokonywać wyborów, dążyć do spełniania marzeń ( bo jak nie
to... to co? ) i realnie kroczyć w tym kierunku w miarę możliwości,
które mam obecnie, a nie tych które mógłbym mieć.
Czas marzyć i jednocześnie realnie
stąpać po ziemi. Kochać mimo bólu nie licząc na nic w zamian
Park Andersa.
Sylwestrowa noc 2014 / 2015 r.