Znów się wypróżniam umysłowo. Sklecam nieskładnie słowa, próbuję przetrwać.
Wahałem się czy dziś tu przyjść i nawet zawróciłem po drodze – przeszedłem 500 m. i zawróciłem znowu. Za zimno w parku aby wysiedzieć, tyle ile potrzebuję,aby się oczyścić.
Spotkałem Stacha i na jutro umówiliśmy się na wypad na Ślężę – mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie, bo mam dość miasta. Duszę się i męczę w tej przestrzeni, z małymi jedynie wyjątkami.
Piszę przy blasku świecy – tak bardzo lubię to delikatne, migające światło; w umiarkowanych oparach dymu nikotynowego ( mało ludzi jest ).
Nie wiem po co te słowa, nie wiem czy kiedykolwiek ktoś to przeczyta – nie ma to tak naprawdę znaczenia. Oczyszcza mnie to, a dodatkowo wychodzi ze mnie to, co przykrywały myśli – pragnienia.
Odkryłem że chcę napisać kolejny listo do Myszy, który z braku innych możliwości wyślę e-mailem ( o ilę w ogóle wyślę ). Nie lubię tej formy korespondencji, bo elektroniczne listy są odarte z tylu informacji, z żywiołowości jakimi się pisze, z zapachów, kolorów. Nie znam jednak innej formy tekstowej, która dotrze do niej gdy jest w Indiach, ciągle w innym miejscu, z nieczęstym dostępem do internetu.
Kończę więc pisanie urywając w tym miejscu, bo nosi mnie już myśl o liście i wiem, że nie skupię się dalej nad tymi słowami. Nie wszystko ma puente...
Kalambur 7.01.2015 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz