Translate

sobota, 26 grudnia 2015

Sam w domu...

                Lubię pisać. Zawsze to lubiłem. To jak monolog w głowie, którego nie mówię na głos, a jedynie przerabiam na litery – dlatego (czasami) dyktafon jest dziwnym urządzeniem, bo własny głos rozprasza. Piszę w milczeniu.

                Dziś luksus – luksus dziecka, które zostaje samo w domu i nie musi się myć przed pójściem spać. Oglądam film jedząc paluszki z weekendowej imprezy i piję whisky, co się uchowała (dobry film – „the sunset limited”).

Doszedłem do wniosku, że mam dom i lubię to uczucie. Dziś jestem w nim sam i dobrze mi z tym, choć wolałbym inaczej – usnąć przytulając ukochaną kobietę.

Za 9 dni święta – kolejne w moim życiu. Przechodziłem je już w tak różnej formie – lubię jednak ich wymiar symboliczno – tradycyjny.

Dziwnie jest z tym pisaniem – czasami dopada mnie w nieoczekiwanych sytuacjach, gdy nie mogę się „zasłonić” niczym innym i zagłuszyć tego wewnętrznego zewu. W Anglii zdarzało mi się chodzić z dyktafonem nawet do toalety, by nie ominąć tych myśli, do których nie da się już później wrócić.
Paskudne te paluszki po kilku dniach – trzeba je popić whisky…


Klecina 15.12.2015r.