Lubię
pisać. Zawsze to lubiłem. To jak monolog w głowie, którego nie mówię na głos, a
jedynie przerabiam na litery – dlatego (czasami) dyktafon jest dziwnym
urządzeniem, bo własny głos rozprasza. Piszę w milczeniu.
Dziś
luksus – luksus dziecka, które zostaje samo w domu i nie musi się myć przed
pójściem spać. Oglądam film jedząc paluszki z weekendowej imprezy i piję
whisky, co się uchowała (dobry film – „the sunset limited”).
Doszedłem do wniosku, że mam dom i lubię to uczucie. Dziś
jestem w nim sam i dobrze mi z tym, choć wolałbym inaczej – usnąć przytulając
ukochaną kobietę.
Za 9 dni święta – kolejne w moim życiu. Przechodziłem je już
w tak różnej formie – lubię jednak ich wymiar symboliczno – tradycyjny.
Dziwnie jest z tym pisaniem – czasami dopada mnie w
nieoczekiwanych sytuacjach, gdy nie mogę się „zasłonić” niczym innym i
zagłuszyć tego wewnętrznego zewu. W Anglii zdarzało mi się chodzić z dyktafonem
nawet do toalety, by nie ominąć tych myśli, do których nie da się już później
wrócić.
Paskudne te paluszki po kilku dniach – trzeba je popić
whisky…
Klecina 15.12.2015r.