Translate

niedziela, 6 października 2013

Piesza wędrówka po Polsce Etap 4 Warszawa - Bielany



Chciałbym przede wszystkim podziękować wszystkim osobom z którymi dane mi było spędzić tak cudowny czas w Warszawie. Te kilka dni zleciało mi tak szybko, a tam miło i cudownie. Pobyt w Warszawie był dla mnie cudownym odpoczynkiem. Spotkania z chłopakami z osiedla ( zwłaszcza z Karolem, z którym szybko złapaliśmy wspólny język i razem po „grzybobraniu” wybraliśmy się w podróż do wewnątrz i na zewnątrz). Nie będę po kolei rozpisywał wszystkiego co wydarzyło się w ciągu tego prawie tygodnia, bo chcę żeby było to „intymnym” doświadczeniem między mną i moimi przyjaciółmi i zostawię to w swoich wspomnieniach.

Dziękuję Bercikowi za to że udzielił mi tak bezwarunkowej gościny. Kocham Cię chłopie. Mam nadzieję że pióro sroki dotrwało do twojego powrotu i będzie Ci mnie jakoś przypominać. Dziękuję Magdzie za to, że tak nasycała mnie swoją cudowną, kobiecą energią. Jesteś cudowną kobietą. Kochajcie się nawzajem i wzrastajcie razem w wolności i radości. Niech Duch wam sprzyja i wiedzie Was w ciągle nowy wymiar waszego związku. Kocham Was i życzę wszystkiego czego wam potrzeba.

Dziękuję też Vincentowi, za gościnę i wspólne spędzanie czasu i podróże ( małe i duże :D ). Jesteś świetnym facetem i masz duży potencjał, który mam nadzieję będziesz cały czas rozwijał i obdarowywał ludzi swoją wiedzą.

Michałowi, który odbył ze mną swój pierwszy „lot” i spędził wiele czasu na rozmowach. Ufaj bardziej sercu, a ono Cię poprowadzi i otworzy na świat.

Dziękuję jeszcze raz Karolowi, z którym rozumiałem się jak z bratem. Jesteś świetnym gościem i mam nadzieję, że spotkasz niebawem kobietę swojego życia, która wypełni Cię miłością tak po brzegi, że będziesz musiał cały czas rozdawać to co się ulewa światu ;). Kocham Cię chłopie

Dziękuję też przyjaciołom, których znam od lat. Jankowi, Karolowi, Tomkowi, Kasi, Radkowi i wszystkim, których nie wymieniam z imienia, ale spotkaliśmy się w tym czasie w Warszawie – dobrze mi było z Wami.

Dziękuję wszystkim za wspaniały czas, za małe i duże doświadczenia ;)


Wtorek 27.08.2013 r.

Wyruszyłem dziś w dalszą drogę. Najpierw z Karolem napiliśmy się wspólnie kawy, potem spotkaliśmy się jeszcze pod jego domem jedząc śniadanie i paląc papierosy. Mam trochę wyrzuty sumienia że przeze mnie polubiłeś tytoń.

Oboje wyruszyliśmy w podróż – on do Portugalii, a ja przez Warszawę. Nadszedł czas. Ruszyłem przed siebie.



Droga prowadziła mnie przez Dolinę Służewiecką – musiałem zmierzyć się z przeszłością i wspomnieniami kobiety, którą kochałem ( i kocham, bo miłość nie ustaje ). Czułem w sobie smutek, bo wiedziałem dlaczego tu przyszedłem. Gdzieś podświadomie miałem cichą nadzieję, że ją spotkam i wybaczymy sobie nawzajem, choć wiedziałem że to raczej niemożliwe.


Posiedziałem trochę na ławce pod wiaduktem drogowym, którego jeszcze w tamtym czasie nie było, spaliłem kilka papierosów, wracając do starych emocji i wspomnień – to se ne vrati.


Dalej poszedłem wzdłuż rzeczki, aż do Wilanowa, a później drogą na Sadybę mijając po drodze siedzibę TVN-u (na szczęście nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi i pewnie Jarek poniechał swoich planów, aby ich na mnie nasłać, aby mi zatruli dalszą podróż :D )

Zjadłem obiad w parku i ruszyłem na Siekierki robiąc kilka postoi po drodze. Po drodze spotkałem pewnego staruszka, z którym porozmawiałem trochę o życiu i podróżach delektując się wieczornym słońcem.


Na noc rozbiłem się nad samym brzegiem Wisły niedaleko mostu Siekierkowskiego. Poczekałem aż się zrobi ciemno i po 20 byłem już w śpiworze.



Środa 28.08.2013 r.


Wstałem dopiero po 8. Dłużej nie dało się już leżeć w nagrzanym namiocie.
Zaparzyłem yerby (choć nie do końca mi się to udało, bo skończyła mi się butla, a stwierdziłem że nowej na razie nie będę odpalał ) i zapaliłem papierosa ( w sumie to dwa ). Długo się zbierałem. Pierwotnie miałem zamiar iść wzdłuż Wisły, ale zamknięta przestrzeń „wodociągów” i brak możliwości przejścia zmieniły mi plany.


Wróciłem więc na most Siekierkowski i szedłem cały czas wzdłuż trasy. Kupiłem po drodze na bazarku dwie bułki słodkie, bletki i wodę – budżet zmniejszył się do 5zł.

Szedłem cały czas przy trasie, aż do odbicia na Ząbki i potem trasą 631 niedaleko od tego miejsca.


Zrobiłem sobie „biwak” między drogą a lasem na trawie. Zaparzyłem yerbę, zjadłem trochę migdałów i zapaliłem skręta z tytoniu z odzysku. Zacząłem zbierać puszki, a skłonił mnie do tego fakt, że w jednym miejscu znalazłem ich 15 na zachętę :)

Leżę sobie na trawię pijąc yerbę i czytając „Siedem duchowych praw superbohaterów” - całkiem ciekawie się czyta. Postanowiłem całkowicie przestać się śpieszyć i dostosować się do tego, czego chce mój organizm. Yerba jest świetną używką w podróżowaniu, bo daje dużo sił i pobudza, a co najważniejsze nie wypłukuje magnezu, a w dodatku ma go w sobie całkiem sporo. Czuję że będzie to długi i męczący etap podróży, a ciało jakoś nie bardzo chce znów wracać do trybu intensywnego chodzenia – będę musiał powoli się rozkręcać, bo kolano lekko szwankuje. Dziś leżąc nad Wisłą poczułem się prawie jak nad morzem – będzie to pewnie cudowne uczucie, gdy je zobaczę. Jeszcze kilka minut „relaksacji” i idę dalej w kierunku Ząbek i Marek. Jutro jeśli siły pozwolą powinienem dotrzeć nad Jezioro Zegrzyńskie.

Przeszedłem jeszcze może kilka kilometrów. Finalnie rozbiłem namiot w lesie na wzgórzu przy skarpie. Miałem jeszcze wieczorny telefon od p. Beaty Gozdek, bo ciekawa była co u mnie i niepokoiła się trochę jak sobie radzę. Doładowała mi też konto, co mnie zaskoczyło, ale nie chciała się do tego przyznać ;) Wieczorem jeszcze trochę słuchania Advahuty i zasnąłem jak kamień.


Czwartek 29.08.2013 r.


Wstałem późno, bo dopiero po 10. Wyruszyłem jednak około południa drogą na Marki. Trasa prowadziła prawie cały czas lasami i rezerwatami, w których schronienie znalazły dziewczyny oferujące siebie „wygłodzonym” podróżnym i z tego co widziałem po drodze miały niezłe branie.


Robiłem częste przerwy i raczej szło mi się źle. Gdy dotarłem do 8 postanowiłem znaleźć sklep i zjeść coś na śniadanie. Kupiłem bułkę słodką ( 2,20 mnie cholera kosztowała ) i poprosiłem ekspedientkę, o nalanie wody z kranu. Powiedziała że ma za nisko kran, ale dała mi 1,5 l wody ze sklepu ;)

To okazał się dopiero początek miłych niespodzianek – trochę później spotkałem kobietę sprzedającą grzyby, która nie miała zapalniczki, a ja niczego do palenia Wymieniliśmy się i dostałem od niej kilka skrętów własnej roboty na drogę, a ja zostawiłem jej zapalniczkę. Dała mi 3zł na drogę, abym kupił sobie zapalniczkę, i jeszcze nektarynkę.

Jakiś kilometr dalej był bar przydrożny. Zapytałem się o ognia, a finalnie wyszło tak, że zjadłem dwie porcje grochówy. Kupiłem za to piwo ( za 5zł a tyle jeszcze miałem )


Jakoś za Wólką Radzymińską, w lasach, gdy już powoli zacząłem rozglądać się za noclegiem zauważyłem stający przy drodze samochód (na poboczu ). Gdy przechodziłem obok zagadała do mnie kobieta siedząca w nim ( Kasia ). Była z małym dzieckiem. Zapytała się mnie czy idę od strony Warszawy, bo widziała mnie parę godzin wcześniej. Zaproponowała podwózkę.

Obiecałem sobie wcześniej, że gdy będzie chciała mnie podwieźć piękna kobieta to ulegnę – powiedziałem jej o tym i ruszyliśmy wspólnie do Wierzbicy, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zamówiła dla mnie pizzę. Chciała mnie wysadzić na koniec w jakimś ciekawym miejscu i były ciekawe, ale nie pod kątem noclegu na dziko. Finalnie wróciła ze mną do Nieporętu. Miała śliczną córeczkę, a sama niesamowitą energię i bardzo mi się podobała. Miałem sporo fantazji w głowie co chciałbym z nią robić. Okazało się że ma męża, co ostudziło moje zapędy. Mówiła że niestety nie może mnie przenocować, bo mają za mało miejsca w domu ( ja też żałuję, bo działoby się ostro ;) )

Jestem jej bardzo wdzięczny za pomoc, choć pewnie o tej porze spałbym gdzieś spokojnie w namiocie (choć głodny i nienasycony jej kobiecością ;) ) na dziko. Finalnie wyszło tak, że tym autostopem nadrobiłem z 5km drogi i jestem w miejscu gdzie nie bardzo można rozbić jakiś namiot bo za dużo świateł i ludzi się jeszcze dużo kręci. Mam za to piękny widok na jezioro i gwiazdy. Wszędzie teren zabudowany.
Jeżeli pośpię, to chwilę na ławce. Na początku żałowałem, że nie wziąłem od niej kontaktu, choć z drugiej strony może i dobrze że tak się stało, bo znając życie i mnie to korciło by mnie, aby ingerować w jej życie. Pomodlę się za nią – tak będzie lepiej.

„Strzeż się ! Jeśli tylko dostrzeżesz własne odbicie, staniesz się idolem samego siebie !”

Rumi poeta suficki

Siedzę na ławce. Jest zimno i wilgotno. Światła wszędzie pełno – o rozbiciu namiotu mogę zapomnieć. Przede mną nad jeziorem widać „rogal” księżyca, za mną ujadają psy, a dziś o śnie raczej tylko będę mógł pomarzyć. Wypiłem 4 zalania yerby, czytam, palę, a do świtu jeszcze z 5 godzin. Zaraz zbiorę się poszukać jakiegoś spokojnego miejsca, choć o ławkę może być ciężko, a ziemia jest już zimna.

Tęsknię za łóżkiem, za prysznicem, za zapachem i ciepłem kobiety, za komfortem spania w 4 ścianach. Woda mi się kończy i będę musiał z rana kogoś o tą niezbędną rzecz zapytać. Nie narzekam jednak – nie o to chodzi. Jest jak jest i doceniam to. Będzie mi kiedyś brakowało tej chwili, nad spokojnym jeziorem w blasku gwiazd i świateł znad drugiego brzegu.

Piątek 30.08.2013 r.

Około 1 położyłem się pod drzewem nad jeziorem. Na początku długo wpatrywałem się w gwiazdy i w czerń jeziora, a potem przez kilka godzin nie mogłem usnąć. Bo ciągle ktoś się „kręcił” w okolicy przy barce z parasolami „Lecha”, która jest nieopodal.

Spałem z przerwami do 5.30. Rano przywitał mnie piękny wschód słońca, mgły nad jeziorem, oraz ptaki budzące się ze snu.


Położyłem się kawałek dalej tuż przy plaży, odpaliłem kuchenkę i poszedłem się umyć, bo zauważyłem że są prysznice. Zaczerpnąłem też z nich wodę do gotowania na herbatę ( tą resztkę która mi została przeznaczyłem na wodę podróżną ) i zjadłem ostatni kawałek pizzy, który mi został z wczoraj, który odgrzałem lekko na pokrywce garnka, w którym gotowałem wodę ( słabo się zagrzała, ale za to była choć trochę cieplejszym kawałkiem pizzy ).

Po śniadaniu zdrzemnąłem się jeszcze na godzinę, po czym znów się umyłem i przebrałem w kąpielówki, bo dzień zrobił się gorący. Zapowiada się całkiem ładny i ciepły piątek.


Leżę sobie teraz na plaży, słuchając plusku fal i delektując się smakiem yerby. Plaża jeszcze pusta – jeden grubawy mężczyzna przyszedł popływać i to wszyscy. Zrobię sobie dziś trochę odpoczynku nad wodą, tym bardziej, że jest taka piękna pogoda...

Na plażę właśnie przyszedł ratownik, czyli dochodzi 10, bo w regulaminie wyczytałem, że o tej godzinie zaczynają pracę. Na jeziorze pojawiły się pierwsze żagle, a o świcie widziałem pierwsze łodzie motorowe zastawiające sieci. Jest pięknie, a niebo bezchmurne. Brakuje tylko piwa, dziewczyn, tytoniu i zapałek ( tytoniu mam resztkę, a zapałka jedna się ostała, którą chcę przeznaczyć na odpalenie palnika, gdy będę gotował jakiś „łobiat”).

Pojawiły się za to ratowniczka i jeden MILF, ale raczej nie zapowiada się aby coś z tego wyszło ;) Na wodzie bardzo mizerna 1 ( w skali Beauforta ).

Z MILF-em to trochę przesadziłem – byłem zapytać się o ognia, bo widziałem że pali i okazało się, że kobieta jest zdrowo po 60. Trzeba będzie w końcu wziąć się za siebie i pójść do okulisty. Najważniejsze że miała ognia ;)


Wyruszyłem w dalszą drogę po godzinie 14, po obiedzie, który ugotowałem sobie na jednej z ławek ( znaczy na palniku, ale na ławce siedziałem ). Przeszedłem może z kilometr, gdy zszedłem z drogi w polną dróżkę i skręciłem sobie papierosa ( okazało się że mam w plecaku jeszcze kilka rezerwowych zapałek ). Spotkałem dziadka, który nosił klocki drewna z pola do samochodu. Zaświtało mi w głowie i zapytałem się go czy nie potrzebuje jakiejś pomocy. Zgodził się i zaoferował mi, że zapłaci mi 20zł za przeniesienie drewna, a sam wróci za 2 – 2,5h, bo pojedzie na obiad i zawiezie to co ma w samochodzie.

Roboty było sporo i gdy wrócił, to ledwo się wyrobiłem ze wszystkim. Praca była w pełnym słońcu, a komary i muchy gryzły i nie uprzyjemniały mi tego. Cały byłem w żywicy, podrapany przez gałęzie, w butach miałem tysiące różnych nasion i źdźbeł trawy, ale czułem satysfakcję że mogłem popracować dla kogoś. Na szczęście zostawił mi butelkę z wodą, bo to co miałem ze sobą nie wystarczyło by mi w tym gorącu. Przyjechał z żoną i przywieźli mi jeszcze trochę jedzenia – 2 bułki, białą kiełbasę, kaszankę i pomidora. Trochę zjadłem, a część zostawiłem sobie na kolację ( a wyszło finalnie że na śniadanie ;) ). Pomogłem zapakować drewno do samochodu dostałem pierwszą wypłatę od czasu Pasierb i szczęśliwy ruszyłem w dalszą drogę przez Zegrze Płd gdzie kupiłem sobie zapalniczkę i colę w puszcze, oraz wysępiłem papierosa w moim stylu.


Potem droga wiodła przez Jadwisin – miałem tam zejść na drogę nr 622, ale przy braku oznaczeń doszedłem do Stasi Lasu. Tam dostałem wodę od sołtysowej i znalazłem supermarket, gdzie kupiłem 2.5 l pepsi ( była w promocji za 4zł, a takiej ilości cukru nie mogłem zlekceważyć ;) ), kuskus, słonecznik, żubra w puszce i kawę – zostały mi równo 2zł w sakiewce, a więc znów bez pieniędzy, ale tak najlepiej mi się wędruje, bo nie asekuruję się pieniędzmi.


Robiło się już ciemno. Poszedłem przez Karolino szukając jakiegoś schronienia, lub miejsca na rozbicie namiotu i doszedłem aż do głównej drogi nr 62 i odbiłem w lewo w stronę Nowego Dworu Mazowieckiego. Było już ciemno. Szedłem z czołówką poboczem aż do drogi nr 622, którą pierwotnie miałem iść. Na szczęście nie był to długi dystans, bo mam uczulenie na TIR-y .

Tuż przy skrzyżowaniu z ową drogą znalazłem wiatę przystankową, a po drugiej stronie był zajazd i parking dla „bestii” na „T”. Stwierdziłem że zostaję tutaj na noc – miejsce nie najlepsze, ale bywały i gorsze.

Otworzyłem piwo i skręciłem resztkę tytoniu „z odzysku”. Potem ubrałem się ciepło, rozłożyłem karimatę na ławce i poszedłem spać

Sobota 31.08.2013 r.

Obudził mnie o 6.30 radiowóz na sygnale świetlnym. Z prawej strony samochodu wyszedł policjant i powiedział: „ hotel masz po drugiej stronie” Odpowiedziałem, że już się zbieram i pośpiesznie wygramoliłem się z kokona śpiwora. Okazało się, że nie zatrzymali się z mojego powodu, ale ze względu na TIR-a bez naczepy, którego zatrzymali w zatoczce autobusowej koło wiaty pod którą spałem.

Pozbierałem się, zaparzyłem kawę, do której dodałem Pepsi ( ohyda nie polecam nikomu tego połączenia smaków ) i poszedłem na drugą stronę drogi do zajazdu, bo widziałem że mają tam toaletę na zewnątrz budynku, a kawa zadziałała na mnie stymulująco.

Okazało się że mają płatne kabiny (zamek na 2zł otwierany ). Umyłem więc tylko zęby i zapaliłem tytoń, który znalazłem w okolicy. Doszło do mnie „ dziś są moje urodziny i chociaż sprawię sobie tą przyjemność i wysram się jak biały człowiek”.

Musiałem pójść do zajazdu, bo miałem co prawda 2zł, ale w drobnicy. Zamieniła mi je dziewczyna na recepcji na jedną złociutką dwuzłotówkę i poszedłem jak król do toalety, po drodze jeszcze zdobywając papierosa od kierowcy TIR-a na litewskich blachach ( na migi się dogadałem ).

Kabina od toalety okazała się otwarta ( nie sprawdzałem tego wcześniej ). Zamknięty był skobel tak ze drzwi same nie mogły się zatrzasnąć. To był pierwszy prezent od losu dzisiaj. Podładowałem przy okazji trochę telefon ( tym bardziej że posiedzenie trochę trwało ) i zostawiłem drzwi w takim samym stanie jak zastałem. Po wyjściu ( i umyciu rąk oczywiście ;) ). Zapaliłem papierosa delektując się nim do samych pomarańczowych granic i ruszyłem w drogę wspomnianą wczoraj trasą nr 622

Siedzę sobie właśnie w lesie na rozwidleniu dróg. Zatrzymałem się tu ze względu na potrzeby pęcherzowe, a przy okazji zaparzyłem sobie jeszcze kawy i nadrobiłem zaległości w pisaniu. Dobrze że tak się stało, bo jest to rozwidlenie, gdzie miałem skręcić w prawo, a znając życie, gdybym tego nie sprawdził poszedłbym dalej prosto. Czuję się trochę senny, są chmury na niebie i trochę się ochłodziło. Niebawem ruszam w dalszą drogę, bo taka pogoda jest świetna do chodzenia. Jest godzina 11 i znając życie, gdybym spał dziś w namiocie, to dopiero bym się z niego wyczołgiwał ;)


Droga wiodła przez Wólkę Zalewską, Powielin, Błędostowo, Mieszki Kuligi do Mieszek Leśników, gdzie pod wiatą zdecydowałem się na ugotowanie obiadu. Niedługo po ugotowaniu przeze mnie obiadu przyjechał mężczyzna czarnym audi. Poczęstował mnie „pifkiem”, wódką i papierosami ( przyznałem się niechcący gdzieś w rozmowie że dziś skończyłem 30 ). To był dopiero jak się okazało początek.

Pojechaliśmy później do sklepu, kupił mi prowiant na drogę i udaliśmy się do niego do domu, gdzie poznałem jego rodzinę. Jego matka była na początku bardzo nieufna względem mnie, ale po jakimś czasie i po spisaniu ( na wszelki wypadek ;) ) moich danych osobowych z dowodu z dowodu powoli zaczęła zmieniać do mnie nastawienie.

Umyłem się, napiłem kawy, a wieczorem pojechaliśmy na gminną zabawę, lub dyskotekę do Pokrzywnicy. Takie hity jak „ona tańczy dla mnie” leciały przynajmniej z 5 razy w ciągu wieczora ( Adam jeśli to przeczyta pewnie będzie wniebowzięty, że tak „umilali” mi zabawę tym utworem ). Samochód prowadził Piotrek znajomy Sławka ( gospodarza ). Było to ciekawe doświadczenie, choć na tańce, ani poznawanie miejscowych piękności nie miałem sił, tym bardziej że nie znałem układu sił, a ewentualna bójka nie była czymś o czym marzyłem. Delektowałem się za to ich obecnością, rozmowami i alkoholizowanie się w dniu moich 30 urodzin ( nie sądziłem że coś takiego może się pojawić tego dnia :D )

Wyszło tak, że wróciłem osobno od Sławka, bo chłopak zasiedział się trochę na zabawie ( i trochę wstawił – ja nie byłem lepszy, ale nie miałem już sił). Do jego domu dotarłem około 2. Nie chciałem samemu wchodzić do jego domu, a że miał otwarty samochód, a do tego był tam mój plecak, więc instynkt przetrwania kazał mi wejść do środka. Spałem na tylnym siedzeniu owinięty śpiworem. Nie powiem spało się źle i niewygodnie i często się budziłem, bo drętwiały mi kończyny ( i dolne i górne). Nie spodziewałem się, choćby w połowie takiego rozwoju wypadków i urodziny spędziłem wyśmienicie :D

Niedziela 1.09.2013 r

Około 10 wygramoliłem się w końcu z samochodu, pogadałem chwilę z siostrą Sławka i dowiedziałem się że pojechała po niego samochodem – więc wrócił do domu. Nabrałem wodę do butelki, ubrałem się do podróży, spakowałem rzeczy, które były niespakowane, cały czas odganiając małego kota, bo chciał mi pożreć kiełbasę, którą dostałem na drogę i poszedłem w dalszą drogę. Nie pożegnałem się niestety, bo nie spotkałem nikogo z domowników przez ten czas, a nie chciałem samemu wchodzić do ich domu.


Poszedłem na przystanek, gdzie wczorajszego dnia skończyłem podróż, zjadłem chleb z pasztetem i kiełbasę, które dostałem na drogę, zaparzyłem kawę, spaliłem jakieś resztki tytoniu i poszedłem na Winnicę. Odpocząłem na trawniku koło kościoła i natrafiłem na procesję wzbudzając żywe zainteresowanie jej uczestników.

Dziś rano trochę padało, a później zaczęło mocno wiać. Droga prowadziła mnie dalej na Gąsiorowo. Zrobiłem tuż za Winnicą postój na drugie śniadanie.

W miejscowości Gnaty Lewiski zagadałem do pewnego mężczyzny, który naprawiał ogrodzenie i poczęstował mnie papierosami. Po dłuższej rozmowie dowiedziałem się że w Bielanach mogę dorobić przy zbiorach truskawek. Wyjaśnił mi dokładnie jak tam dojść.


Tak zrobiłem i dotarłem na miejsce, o którym mówił. Porozmawiałem z właścicielem ( Radkiem), w skrócie opowiedziałem o swojej podróży, dowiedziałem się trochę o truskawkach deserowych i umówiłem się na jutro na godzinę 7 na zbiory. Wskazał mi też miejsce, gdzie jest opuszczony budynek i mogę przenocować nie będąc niepokojony przez nikogo.

Z budynku nie skorzystałem, bo zarośnięte były oba wejścia.


Siedzę sobie przy opuszczonym domu, piszę i obserwuję formacje chmur, przez które prześwituje słońce. Jest chłodno przez wiatr, który ciągle duje. Jestem zmęczony po wczorajszej imprezie i raczej niewyspany. Od „truskawkowego szefa” dostałem paluszki i colę zero. Zostało mi jeszcze trochę tytoniu, który zaraz zapalę i zastanawiam się czy mam siły czekać na zachód słońca, czy iść od razu spać. Ciekawy jestem jutrzejszego dnia i tego jak dobry jestem jako zbieracz truskawek. Dochodzi 19 więc do zachodu słońca już niedaleko – wytrwam raczej, choć sił mało. Jutro raczej za mocno się nie nachodzę ;)

Poniedziałek 2.09. - Piątek 6.09.2013 r.


Był to wspaniały okres przy zbiorach. Bardzo się zżyłem z ludźmi, z którymi pracowałem ( głównie były to kobiety, które były dla mnie jak matki ), z państwem Glinickimi, którzy mnie przygarnęli, gościli i karmili.


Jestem bardzo wdzięczny za wszystko co mnie spotkało, za rozmowy, opiekę i nocleg, który mi zapewnili ( w stodole na kanapie, gdzie codziennie spała ze mną w nogach suczka imieniem Majka – straszna pieszczocha ;) ) Ciężko mi było opuścić to miejsce i będzie mi brakowało tego czasu.


Wiem że nie jestem „urodzonym zbieraczem” truskawek, a warunki fizyczne mi tego nie ułatwiają. Moje wyniki były raczej mniej niż skromne, ale starałem się z całych sił. Będzie mi Was wszystkich bardzo brakowało.



Dziękuję za to, że mimo iż byłem obcą osobą nawiązaliście ze mną tak otwarty kontakt. Dziękuję wszystkim dziewczynom, z którymi pracowałem na polu, za to że mnie wspierały, doradzały, dokarmiały i były dla mnie tak życzliwe. Nie będę wymieniał poszczególnych imion ( tym bardziej, że mimo najszczerszych chęci mógłbym się pomylić i zawsze miałem problem z ich zapamiętywaniem ). Mam za to dobrą pamięć do twarzy i w moich wspomnieniach zostaniecie na długo. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś tu wrócić.



Niech Was Bóg błogosławi i ma w Swojej opiece. Ja ze swojej strony będę się starał przekazywać dalej dobro, które od Was otrzymałem, aby świat stawał się coraz piękniejszym i przyjaźniejszym miejscem, aby miłość braterska i siostrzana triumfowała na świecie.


Kocham Was wszystkich i mam cichą nadzieję, że uda nam się jeszcze spotkać w tym gronie...

c.d.n