Translate

czwartek, 23 lipca 2015

Krowiarki

Nie wiem dokładnie gdzie jestem, ale wiem, że góry przez które idę to Krowiarki, choć krów nie widuję – prędzej kozy lub owce. Gdzieś w okolicach Lądka Zdrój, do którego mam około godziny drogi.

Przed chwilą zauważyłem , że oznaczenia, które brałem do tej pory za pomocnicze dla rowerzystów, są tak naprawdę szlakiem konnym, który bardzo często mi towarzyszy. Za to jeźdźców (i jeździc ;)?) na szlaku nie ma. Zastanawiałem się nad powodami niepopularności tego sposobu podróżowania. Konie w Polsce są, jeźdźcy raczej też. W Czechach, Niemczech, czy Szwajcarii dość często widywałem konnych. Może nie długodystansowych, ale jednak. Stadnin u nas nie ma, czy jak?

Zmęczenie mnie oblazło i jest to już zmęczenie postępujące niczym lepka maź na całym ciele. Dwie godziny temu zjadłem obfity obiad, temperatura jest przyjemna, a jednak. To wysysające chęci zmęczenie. Pierwszy większy kryzys (w tamtym roku miałem cztery zanim się poddałem;))

Koniec tego odpoczynku pod drzewami, bo intelektualnie też nie jestem lotny.

Krowiarki 15.07.2014r

czwartek, 16 lipca 2015

Odpoczynek na górskiej łące


Dziś dopadło mnie zmęczenie – jakoś tak za szybko. Siedzę sobie koło drogi na skoszonej, górskiej łące i gotuję wodę na yerbę. Dookoła śpiewają ptaki, a w dali słychać piejące koguty. Dookoła mnie góry, choć widoczność w dużej mierze ograniczona jest przez drzewa.

Dwie i pół godziny temu poznałem Ryszarda – mężczyzna od którego czuć intensywną woń alkoholową;będący już dziadkiem. Stolarz, murarz u człowiek od „ciężkich zadań” (jak sam się określił). Zawołał mnie, gdy siadłem pod sklepem (była dwugodzinna przerwa, co rzadko się w Polsce zdarza, ale jednak – jak będę miał własny sklep, też na to się nastawcie, że będę miał przerwy na lunch). Z tyłu była altana, więc przysiadłem razem z nim, bo chciałem kupić coś do jedzenia. Rozmawialiśmy z 20min.po czym udaliśmy się do sklepu, a on pojechał ze swoim kumplem na czereśnie (chwilę przed otwarciem sklepu dołączył się do nas i zaproponował mu). Zaopatrzyli się w dwa „czteropaki” i ruszyli. Ja zjadłem drugie śniadanie, które popiłem piwkiem (myślałem że chwilę jeszcze zostaną więc wziąłem dla towarzystwa) i poszedłem dalej szlakiem.

Zaskakuje mnie to zmęczenie, bo spałem dziś bardzo długo – ze 13 godzin. Ciężko mi było się zwlec i wyczołgać z namiotu. Tracę powoli motywację i zmęczenia zaczyna we mnie mocno narastać. Następnym razem (o ile będę miał jeszcze ochotę pieszo podróżować takie dystanse) będę musiał jeszcze bardziej ograniczyć ciężar plecaka, ale to będzie związane z dodatkowymi kosztami. Niestety takie rzeczy nie są tanie.

Dziś w planach miałem dojść do Dusznik Zdroju, choć nie wiem czy dam fizycznie radę, bo zostało jakieś 3godziny drogi, do tego jest parno jakby miała nadejść burza. Czas na yerbę. (Finalnie wyszło tak, że doszedłem tam wieczorem i spałem na okolicznych wzgórzach zaopatrzony w cudownie smaczną dusznicką wodę).

Góry między Kudową Zdrój a Dusznikami Zdrój 11.07.2015r.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Okolice Kudowy Zdrój


Kolejny dzień na szlaku, po kilku dniach przerwy. Jestem w okolicach Kudowy Zdrój. Przechodziłem dziś w okolicach pięknych formacji skalnych: Strzeliniec Wielki, Błędne Skały i Skalne Grzyby. Do dwóch pierwszych nie wstąpiłem, bo nie musiałem (znam te miejsca i jest tam dość wąsko, więc z moim plecakiem jest to dość uciążliwe. W Błędnych Skałach odstraszyła mnie cena – 7zł i stwierdziłem, że szkoda mi wydać tyle na coś co znam). Jeśli jednak będziecie w okolicy, a nie byliście tam nigdy, to warto się tam wybrać. Robi to wrażenie.

Na szlaku przyjemnie się ochłodziło (a czasami bardziej niż przyjemnie), tak że czasami wędruję w swetrze i w kurtce, bo wiatr mocno wychładza.

Myślałem, że dziś dołączy do mnie Jarek (towarzyszył mi dwa lata temu przez kilka dni z Łodzi w kierunku Warszawy) – coś mu jednak się skomplikowała sytuacja i przekłada to na Beskidy.

Siedzę pijąc piwo w wioskowej gospodzie i relaksując się po technicznie męczącej drodze (dużo głazów po drodze i kąt nachylenia ścieżki okresowo wysoki tak w dół jak i w górę). Wybaczcie, że się nie odzywałem przez ostatnie dni – musiałem się trochę odciąć i zrelaksować się.

Jutro jeżeli siły pozwolą to dotrę do Dusznik Zdrój, albo i dalej.

Okolice Kudowy Zdrój 10.07.2015r.

niedziela, 5 lipca 2015

Pod Wielką Sową


Szlak powoli się toczy, a ja razem z nim. Z tego co widziałem na Wielkiej Sowie to do Dusznik Zdrój zostało mi 50g marszu. Wczoraj widziałem na trasie pierwszą żmiję – wygrzewała się na słońcu i w momencie, gdy przechodziłem uciekła żwawo w zarośla. Widziałem też owce wylegujące się w cieniu– niby jestem w górach, a jest to dość rzadki widok w obecnych czasach.
Spotkałem też wczoraj na szlaku dziewczyny. Zaskoczyły mnie wychodząc z lasu, gdy czytałem książkę. Nie spodziewałem się nikogo, a tym bardziej niewiast – ożywiły mnie cudownie krótką rozmową i swoją energią.


Wędruję jakby w zawieszeniu i w miarę drogi ulatnia się ze mnie energia. Ulatniają się też pieniądze, bo wydaję ich więcej niż powinienem. Nie ma jeszcze z tym tragedii, ale za jakiś czas będę jadł tylko to co znajdę, jeśli nie zracjonalizuję tego.

Łydki i przedramiona mam całe w strupach po ugryzieniach owadów (rozdrapane mimowolnie) – na szczęście opanowałem (jak na razie) sprawę kleszczy, a środek który kupiłem sprawdza się pod tym względem i na komary. Życie uprzykrzają jednak meszki, które zwłaszcza wieczorami, w lasach, atakują niemiłosiernie.

Spotkania z ludźmi - to na szlaku najbardziej motywuje, dodaje sił i wiary, że to ma jakiś sens. Myślałem kiedyś, że podróżuję dla siebie i takie były początki. Droga jednak weryfikuje wszystkie przekonania i wychodzi to co jest istotne. Wiem że w dużej mierze robię to też dla Was, bo wiem,że nie każdy może sobie pozwolić na długą trasę i na przeżycie osobiście pewnych rzeczy.

Czas w podróży płynie liniowo. Jest ciągły, a dni przeplatają się ze sobą. Zaczął się weekend i mocno odczuwa się to na szlaku. Ruch wzrósł kilkunastokrotnie

Pod Wielką Sową 4.07.2015 r.

sobota, 4 lipca 2015

Zmęczenie na szlaku

Idzie mi się źle dzisiaj. Ciężko powiedzieć dlaczego, bo i spałem dziś 12 godzin, oraz zjadłem całkiem obfite śniadanie.



Wczoraj trafiłem najpierw do ciekawego baru gdzie pogadałem z ludźmi, a potem nad stawy z pięknym widokiem na góry. Widziałem wcześniej na mapie (na górze św. Anny), że jest takie miejsce i do tego jest tam pole namiotowe. Pola nie był, za to miejsce do rozbicie namiotu było zacne. Tak też zrobiłem i zameldowałem się tam

Spało mi się cudnie do momentu, gdy słońce nie uczyniło z namiotu sauny (nie wiem ile osób z Was przeżyło ranek w namiocie, gdy mocno grzeje słońce – po prostu nie da się pospać dłużej, nawet przy najlepszych chęciach). Wyprałem rzeczy i fantazjowałem o nimfach, atakujących samotnych wędrowców (nimfy musiały jednak wyginąć jak tury, bo do tej pory podróżując sporo, nie spotkałem ani jednej w rejonach nadwodnych)

Odpoczywam już chwilę w cieniu paląc tytoń z „czekoladą” stwierdziwszy, że nie ma co walczyć z przeciwnościami. Pod wiatr nie pójdzie żaden jacht, ale ostrząc pod wiatr już tak. Trzeba na fali wykorzystywać przeciwności – gdy idzie się źle, to chociaż umilę sobie ten czas.

Coraz cieplej na szlaku i coraz bardziej sucho w lasach. Gdy się robi ciepło to lasy zaczynają być nie do wytrzymania. Gdy wszystko paruję robi się klimat tropikalny, do tego owady wściekają się i nie dają człowiekowi żyć.

Wystarczy tego relaksu – idę dalej, bo z tego co się orientuję, za 2 – 3g. czeka mnie schronisko Andrzejówka – chyba już tam byłem, ale ręki sobie nie dam za to uciąć

Góry w okolicę miejscowości Grzędy Górne 1.07.2015r.


W schronisku Andrzejówka. Najedzony, umyty i pijany. Do tego możliwe, że znalazłem pracę na jesień. Ciężko wyczuć, jak to będzie za dwa miesiące.

Za oknem pełnia (lub prawie), w pokalu piwo, w żyłach alkohol z nikotyną i #em. Żyć nie umierać. Poznałem kilka osób i czuję się przefantastycznie (posłuchajcie sobie jak znajdziecie gdzieś w sieci utwór „Denis Land” w wykonaniu jakimkolwiek – ja w wersji „Mechanicy Szanty”). Nie wiem dlaczego, ale gdy chodzę pieszo to szanty „wchodzą” mi perfekcyjnie,choć z drugiej strony utwory np. SDM też nie najgorzej.

Nie ma co przedłużać. Idę spać, albo raczej słuchać dalej muzyki

czwartek, 2 lipca 2015

Nocleg pod wiatą

Wysiadł mi telefon – nie wiem czy to kwestia baterii, czy wilgoci. Dziś mój pierwszy dzień odpoczynku i znalazłem po raz pierwszy od dłuższego czasu wiatę biwakową z miejscem na ognisko. Rozpaliłem, ale jedynie po to aby odgonić meszki i inne paskudztwa, które mi nie dają spokoju przez cały dzień. Muszę bardziej uważać na kleszcze – dziś znalazłem już trzy na swoim ciele, w tym jednego, który dopiero co się wbił.

Wysiadł mi też dyktafon – nagle przestał działać. Sprawdzałem na „nowych” bateriach ( testowanych we Wrocławiu i wyglądające na w pełni sprawne), ale bez skutku. Mimo tego jednak nie przestaję podróżować. Przyjdą słoneczne dni, to sobie jeszcze wszystko odbiję.

Brakuje mi Was i przepraszam, że tak słabo okazuję swoją miłość.

Z drugiej strony cudownie być tylko samemu ze sobą. Nie chcę odcinać się od świata, ale też i nie unikam tego odcięcia, bo je kocham, choć nigdy nie jest proste. Widocznie tego potrzebowałem skoro się pojawiło – nie wierze w przypadki już od dawna.

Cudownie być cicho w środku lasu – można zobaczyć więcej niż w innych sytuacjach. Postaram się o jak najwięcej źródeł przekazu.

Czas dorzucić do ognia, bo owady znów mnie nękają…

Lasy w okolicy Kowar 28.06.2015r.