Translate

sobota, 4 lipca 2015

Zmęczenie na szlaku

Idzie mi się źle dzisiaj. Ciężko powiedzieć dlaczego, bo i spałem dziś 12 godzin, oraz zjadłem całkiem obfite śniadanie.



Wczoraj trafiłem najpierw do ciekawego baru gdzie pogadałem z ludźmi, a potem nad stawy z pięknym widokiem na góry. Widziałem wcześniej na mapie (na górze św. Anny), że jest takie miejsce i do tego jest tam pole namiotowe. Pola nie był, za to miejsce do rozbicie namiotu było zacne. Tak też zrobiłem i zameldowałem się tam

Spało mi się cudnie do momentu, gdy słońce nie uczyniło z namiotu sauny (nie wiem ile osób z Was przeżyło ranek w namiocie, gdy mocno grzeje słońce – po prostu nie da się pospać dłużej, nawet przy najlepszych chęciach). Wyprałem rzeczy i fantazjowałem o nimfach, atakujących samotnych wędrowców (nimfy musiały jednak wyginąć jak tury, bo do tej pory podróżując sporo, nie spotkałem ani jednej w rejonach nadwodnych)

Odpoczywam już chwilę w cieniu paląc tytoń z „czekoladą” stwierdziwszy, że nie ma co walczyć z przeciwnościami. Pod wiatr nie pójdzie żaden jacht, ale ostrząc pod wiatr już tak. Trzeba na fali wykorzystywać przeciwności – gdy idzie się źle, to chociaż umilę sobie ten czas.

Coraz cieplej na szlaku i coraz bardziej sucho w lasach. Gdy się robi ciepło to lasy zaczynają być nie do wytrzymania. Gdy wszystko paruję robi się klimat tropikalny, do tego owady wściekają się i nie dają człowiekowi żyć.

Wystarczy tego relaksu – idę dalej, bo z tego co się orientuję, za 2 – 3g. czeka mnie schronisko Andrzejówka – chyba już tam byłem, ale ręki sobie nie dam za to uciąć

Góry w okolicę miejscowości Grzędy Górne 1.07.2015r.


W schronisku Andrzejówka. Najedzony, umyty i pijany. Do tego możliwe, że znalazłem pracę na jesień. Ciężko wyczuć, jak to będzie za dwa miesiące.

Za oknem pełnia (lub prawie), w pokalu piwo, w żyłach alkohol z nikotyną i #em. Żyć nie umierać. Poznałem kilka osób i czuję się przefantastycznie (posłuchajcie sobie jak znajdziecie gdzieś w sieci utwór „Denis Land” w wykonaniu jakimkolwiek – ja w wersji „Mechanicy Szanty”). Nie wiem dlaczego, ale gdy chodzę pieszo to szanty „wchodzą” mi perfekcyjnie,choć z drugiej strony utwory np. SDM też nie najgorzej.

Nie ma co przedłużać. Idę spać, albo raczej słuchać dalej muzyki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz