Translate

wtorek, 8 września 2015

Pomiędzy burzą a upałem

Siedzę sobie przy leśnej drodze, w górach. Jest duszno i sennie, a w oddali nad górami burza. Piję yerbę jak to w takich chwilach zwykłem robić. Co jakiś czas przechodzą turyści, lub rowerzyści przejadą. Nadeszły chmury i przez chwilę jest trochę odpoczynku od słońca. Przejechała właśnie ciężarówka wyładowana drewnem i zakurzyła całą okolicę.

Skończyły mi się bletki, więc palę dużo mniej - czasem jak mnie mocniej przyciśnie, to używam zielonych ręczników papierowych, które wziąłem ze sobą z myślą o rozpałce ogniska. Smakują jednak paskudnie.

Drugi dzień sam na szlaku, mimo wielu  ludzi, których spotykam. Czas zatrzymuje się w pewnych momentach dnia - przy śniadaniu, obiadokolacji, czy w przerwach na yerba mate - wtedy mogę się w spokoju delektować odpoczynkiem i po prostu posiedzieć na skraju ścieżki, lub lasu.


Ciężko mi czasami wyodrębnić poszczególne momenty, przypisać je do konkretnych dni, bo zlewają mi się w jeden długi moment przerywany snem, gdy wchodze w inne światy - w swoje lęki, obawy, pragnienia. Inny punkt odnisienia - mam czasami wrażenie, jakbym był mrówką powoli przemierzającą porośnięte trawą pagórki.

Człowiek gdzieś się zatraca w tej przestrzeni; przestaje być "jej centrum" a staje się bezstronnym obserwatorem. Wychodzi na wierzch wszystko, czemu nie chcemy się poddać, zaakceptować.Zamiast bycia "samozwańczym królem wszechświata" stajemy się bezbronnymi dziećmi, które chcą przemknąć cicho przez ogromną przestrzeń.

Beskid Śląski 3.08.2015 r.