Translate

niedziela, 5 lipca 2015

Pod Wielką Sową


Szlak powoli się toczy, a ja razem z nim. Z tego co widziałem na Wielkiej Sowie to do Dusznik Zdrój zostało mi 50g marszu. Wczoraj widziałem na trasie pierwszą żmiję – wygrzewała się na słońcu i w momencie, gdy przechodziłem uciekła żwawo w zarośla. Widziałem też owce wylegujące się w cieniu– niby jestem w górach, a jest to dość rzadki widok w obecnych czasach.
Spotkałem też wczoraj na szlaku dziewczyny. Zaskoczyły mnie wychodząc z lasu, gdy czytałem książkę. Nie spodziewałem się nikogo, a tym bardziej niewiast – ożywiły mnie cudownie krótką rozmową i swoją energią.


Wędruję jakby w zawieszeniu i w miarę drogi ulatnia się ze mnie energia. Ulatniają się też pieniądze, bo wydaję ich więcej niż powinienem. Nie ma jeszcze z tym tragedii, ale za jakiś czas będę jadł tylko to co znajdę, jeśli nie zracjonalizuję tego.

Łydki i przedramiona mam całe w strupach po ugryzieniach owadów (rozdrapane mimowolnie) – na szczęście opanowałem (jak na razie) sprawę kleszczy, a środek który kupiłem sprawdza się pod tym względem i na komary. Życie uprzykrzają jednak meszki, które zwłaszcza wieczorami, w lasach, atakują niemiłosiernie.

Spotkania z ludźmi - to na szlaku najbardziej motywuje, dodaje sił i wiary, że to ma jakiś sens. Myślałem kiedyś, że podróżuję dla siebie i takie były początki. Droga jednak weryfikuje wszystkie przekonania i wychodzi to co jest istotne. Wiem że w dużej mierze robię to też dla Was, bo wiem,że nie każdy może sobie pozwolić na długą trasę i na przeżycie osobiście pewnych rzeczy.

Czas w podróży płynie liniowo. Jest ciągły, a dni przeplatają się ze sobą. Zaczął się weekend i mocno odczuwa się to na szlaku. Ruch wzrósł kilkunastokrotnie

Pod Wielką Sową 4.07.2015 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz