W ciszy rodzą się pomysły i idee, dostrzegamy życie. w bezruchu jest uśpiony ruch, gotowość i obecność. W poszukiwaniu nieznanego, tego co przeraża i fascynuje wyruszam wraz z wami w tą podróż
Translate
środa, 17 września 2025
Końcówka lata
niedziela, 14 września 2025
Zielony Cypel - chwila zadumy na werandzie
Chwila odpoczynku w tym zabieganym świecie. Siedzę sobie na
werandzie przy domku nad jeziorem Lubiąż. Jest przyjemnie i rześko - lekki wiatr
i słońce. Jesteśmy tu od wczoraj, a jeszcze w pełni to do mnie nie dotarło.
Jeszcze wydaje mi się to abstrakcyjne.
Od kilku dni jestem na antybiotyku. Zawalone zatoki i ból
gardła, ale powoli "wychodzę na prostą". Powoli akceptuję ten stan rzeczy - najpierw zwichnięta kostka, potem kilka infekcji przetaczających się po moim organizmie jedna po drugiej. Na początku była złość i irytacja, ale teraz już z tym nie walczę,
Lato powoli mija tak jak i moje życie też już weszło (definitywnie) w tą drugą część - tą która uczy pokory i zdania się na to co
przyniesie jutro. Za kilka dni miną mi 42 lata na tej ziemi. Uważam że mam
dobre życie, ale też uczę się nie pragnąć za dużo, cieszyć się tym co jest i
doceniać to. Raczej umiar niż hedonizm. Ogólnie to jestem szczęśliwy choć wiele
rzeczy mogło by być lepiej, ale to nie ma znaczenia. Po prostu będę sobie
działał w kilku kierunkach by powoli poprawiać swoje życie – czy to zdrowie (które
czasami traktuję jakbym miał 30 lat i eksploatuję zbyt intensywnie), czy to
obszary rodzinne, które zawsze można polepszać, czy to w końcu finansowe. Nie łudzę się już że będę kimś sławnym (w
jakimś stopniu i przez krótką chwilę miałem tego posmak, choć na małą skalę), nie łudzę się że będę milionerem (a przynajmniej raczej nie przed emeryturą),
choć powoli i sukcesywnie zwiększam swoje zasoby.
Wspominałem dziś moje, pierwsze miłości, to jaki miałem zapał w odkrywaniu tego bycia z drugą osobą. Lubię wracać do tych czasów w myślach, choć nie żałuję że wszedłem w wiek średni, gdzie wszystko jest jakby przytłumione i odarte z tej świeżości. Pobyt nad jeziorem przypomina mi czasu wyjazdów na Mazury, tych momentów gdzie każdy krok był świeży i chciało się wszystkiego spróbować. To dawno minione poczucie „nieśmiertelności”, sprawczości i ogromnej wiary w swoje możliwości. Czasy gdy ograniczała nas tylko fantazja lub możliwości finansowe...
środa, 5 marca 2025
Trochę...
Mierzę się
z przeszłością. Z pisaniem, yerba mate, Kalamburem, byciem niezależnym – sam sobie
okrętem i sterem. Dziś próbuję się odnaleźć w kilku „kliszach” z przeszłości,
które już nie istnieją, a został po nich jedynie zamazany obraz.
W sumie to nie wiem o czym pisać i nie wiem jak pisać.
Długopis w mojej dłoni jest jak kawałek drewna w ręku niemowlaka – jakiś obcy
element, który do niczego nie pasuje. Zapominam jak się pisze długopisem – tak rzadko
to robię.
Jestem
tu anonimowy, starszy prawie dwukrotnie od innych uczestników tego miejsca.
Młode dziewczyny rozmawiają o pierdołach, jakby świat od tego zależał, ale za
to robią to pełnią siebie, z zapałem i wiarą w to co mówią. Tego im trochę zazdroszczę.
Trochę zdziadziałem, trochę stałem się nihilistą i cynikiem.
Niby jeszcze nie jest najgorzej, ale to zawsze w porównaniu z czymś lub z kimś.
Tu są wszyscy młodzi więc….
Trochę czuję się jak szpieg (dziewczyny gadają o apostazji), trochę jak intruz. Z ceramiczną tykwą wypełnioną mate.
Znów czuję że „Kalamburem”
próbuję złapać wenę, popchnąć moją grafomanię w jakimś bliżej nieokreślonym
kierunku, złapać bodźce, zahaczyć się o jakieś „znane”, poczuć trochę gruntu pod
nogami, zanim zacznę coś z tego lepić.
To taka trochę jaskinia zbójców, ciepła dziurka, spelunka,
gdzie można (było?) „na artystę” poderwać jakąś małolatę, która chce
doświadczać życia a potrzebuje jakiegoś dodatkowego potwierdzenia, żeby pójść
dalej, „coś ponad” prozę życia i zwykłą biologiczną chęć…Jaskinia zbójców, gdzie
owi zbójcy są już gatunkiem na wymarciu.
Trochę jak patrzenie się przez szybę na wystawę z luksusowym
towarem, jak gapienie się na szwajcarskie zegarki na które nie będzie mnie
nigdy stać i fantazjowanie co by było gdyby. W głębi duszy jest jednak to
poczucie, które może z początku jest lekko nieprzyjemne, lecz potem się można
przyzwyczaić, że to już minęło i nie ma powrotu. Jest jeszcze ten cichy impuls,
kaprys poczucia tego dreszczyku podniecenia, mimo świadomości że to się już
więcej nie wydarzy. To jak mgliste wspomnienie dawno porzuconego nałogu, za którym
pozostaje jeszcze blady ślad nostalgii.
Łapanie się okruchów, ogrzewanie się w popiele… na szczęście
jestem trzeźwy, bo nie jestem w tym wszystkim tak żałosny jak mógłbym być.
Jedynie to miejsce… jakby czas się go nie imał. Dalej trwa jak trwało. W powietrzu zamiast dymu
nikotynowego zapach kadzideł.
Średnia wieku jednak mocno się podniosła, więc zmieniła się
dynamika tej przestrzeni. Turyści mają w dupie to że nie mają już dwudziestu lat.
Siedziałem chwilę na schodach – tyle wspomnień łączy mnie z
tym miejscem, choć tak już odległych w czasie.
Moja przechowalnia, moja postarzalnia. Dziewczyny mają ostre
makijaże, ale miękkie serca. Nic się nie zmienia, a zarazem zmienia się wszystko