Translate

sobota, 28 listopada 2015

O odczuwaniu przestrzeni

Czuję się najedzony. To piękne odczucie, które jednak rozleniwia, a także może stać się obiektem pożądania.
Podróż uczy przemijalności, a także tego, że wszystko ma swoje miejsce, czas i przestrzeń; z tym,że te trzy elementy nie muszą ze
sobą się łączyć i nie mają ścisłej korelacji. Ciężko to opisać, bo ludzkie doświadczenie mówi inaczej – to zawsze jest łączne.

Właśnie zauważyłem fakt zgubienia sandała. Nie wiem kiedy to nastąpiło, choć na pewno dzisiaj. Uświadomiłem sobie to 5 min. temu. Tak więc w tym przypadku te trzy czynniki się nie łączą. Wiem że z punktu widzenia logiki, to założenie jest błędne, choć dla mojej świadomości nastąpiło to teraz, mimo że czas, oraz miejsce, nie jest tu określone. Ludzki umysł potrafi płatać figle. Czy czuję smutek? O dziwo nie, choć te sandały towarzyszyły mi w podróżach od trzech lat spełniając zadanie „klapek”.
Podróż uczy „nieprzywiązywania się” do rzeczy, a jednocześnie szacunku za to,że służą. Czasami gdy jest taka sytuacja potrafię oddać komuś cokolwiek, czego potrzebuję, lub zostawić rzecz, której nie używam, a ma dla mnie wartość sentymentalną. Sprzęt ma wartość fundamentalną w podróży, ale zawsze jest tylko dodatkiem. Jednak rzeczy, których się nie używa stają się ciężarem i ich wartość staje się zerowa (albo nawet ujemna, bo każdy gram noszony na plecach jest odczuwalny).

Tydzień temu miałem doświadczenie związane z odczuwaniem przestrzeni jako „pozytywnej lub negatywnej” i uświadomiłem sobie namacalnie, że jest to jedynie stan wewnętrzny nie mający nic wspólnego z rzeczywistością zewnętrzną. Co się stało?:

Siedziałem sobie pod wiatą biwakową, gotując wodę na Yerba Mate. Miałem ostatnią porcję tego zioła, więc chciałem wyciągnąć z niego jak najwięcej. Akurat tego
dnia miałem sporo wody, nie śpieszyło mi się (planowałem dotrzeć w okolice Złotego Stoku, a miałem już blisko). Czekając na wodę przepisywałem notatki z papieru na komputer. Było piękne, słoneczne popołudnie, cisza, spokój. Czułem się błogo. Dookoła mnie jak to w lesie brzęczało,choć tym razem jakoś intensywnie. Nie zwróciło to mojej uwagi, bo owady lubią się wygrzewać w słońcu.


W którymś momencie spojrzałem w miejsce, z którego dochodziło brzęczenie owadów. Przeszył mnie lęk. Na chwilę, aż mnie zmroziło w środku. Półtora metra od mojej głowy, pod wiatą, było gniazdo os. Niezbyt wielkie, ale jednak papierowe gniazdo os, do którego ciągle wlatywały i wylatywały owady. Przestałem czuć się komfortowo w tym miejscu. Chwilę wcześniej skończyłem pisać i miałem zabrać się za kolejne rzeczy. Szybko zmieniłem zdanie. Powoli zebrałem swoje rzeczy z ławy i stołu (by nie ryzykować, że osy wezmą mnie za zagrożenie) i wyszedłem na zewnątrz, gdzie też były miejsca do siedzenia (nie siedziałem tam, bo wiało, a gotowałem wodę na gazie, a do tego słońce mocno świeciło i ograniczało widoczność na laptopie).Tam też nie czułem się komfortowo. Doszło do mnie to, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Osy nie pojawiły się nagle, a jedynie moja świadomość, że tam są zmieniła odczuwanie chwili i odbiór rzeczywistości. Zagrożenie było takie samo wcześniej (a nawet większe było wcześniej, bo nieświadomie mogłem coś zrobić, co by je rozjuszyło.

Podróżowanie daje więcej przestrzeni na obserwację, choć z początku wiele się zaciera przez odczucia, stany emocjonalne i fizjologiczne, oraz poprzez utożsamianie się z pewnymi emocjami, lub oczekiwaniami. Człowiek powoli zaczyna obserwować, potem rozumieć określone przeplatanie się „zjawisk”. Wszystko przemija, a jednocześnie jest cykliczne. Pojęcie „liniowości czasu” staje się powoli w tym „świetle” absurdalne. Wszystko jest cykliczne, przy odpowiednim punkcie odniesienia.

Siedząc na górze i obserwując wioski, oraz miasta pięknie zmienia się perspektywa. Po krótkiej chwili widać zasięg cywilizacji. Widać przestrzenie użytkowe, mieszkalne, rolnicze, leśne. Widać zasię człowieka, a także to co uznał z czasem za mało wartościowe. Osady – małe wycięte w lesie przestrzenie (nad rzekami,potokami), na których człowiek zaczął coraz bardziej odgradzać się od zewnętrza, od natury, która bywa uciążliwa, lub groźna. Małe polany, które rozrastając się stworzyły nasz świat. Nasz punkt odniesienia.

Wiata pod Biskupią Kopą 24.o7.2015r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz