Translate

środa, 5 marca 2025

Trochę...


               Mierzę się z przeszłością. Z pisaniem, yerba mate, Kalamburem, byciem niezależnym – sam sobie okrętem i sterem. Dziś próbuję się odnaleźć w kilku „kliszach” z przeszłości, które już nie istnieją, a został po nich jedynie zamazany obraz.

W sumie to nie wiem o czym pisać i nie wiem jak pisać. Długopis w mojej dłoni jest jak kawałek drewna w ręku niemowlaka – jakiś obcy element, który do niczego nie pasuje. Zapominam jak się pisze długopisem – tak rzadko to robię.

               Jestem tu anonimowy, starszy prawie dwukrotnie od innych uczestników tego miejsca. Młode dziewczyny rozmawiają o pierdołach, jakby świat od tego zależał, ale za to robią to pełnią siebie, z zapałem i wiarą w to co mówią. Tego im trochę zazdroszczę.

Trochę zdziadziałem, trochę stałem się nihilistą i cynikiem. Niby jeszcze nie jest najgorzej, ale to zawsze w porównaniu z czymś lub z kimś. Tu są wszyscy młodzi więc….

Trochę czuję się jak szpieg (dziewczyny gadają o apostazji), trochę jak intruz. Z ceramiczną tykwą wypełnioną mate.

Znów czuję że „Kalamburem”  próbuję złapać wenę, popchnąć moją grafomanię w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku, złapać bodźce, zahaczyć się o jakieś „znane”, poczuć trochę gruntu pod nogami, zanim zacznę coś z tego lepić.

To taka trochę jaskinia zbójców, ciepła dziurka, spelunka, gdzie można (było?) „na artystę” poderwać jakąś małolatę, która chce doświadczać życia a potrzebuje jakiegoś dodatkowego potwierdzenia, żeby pójść dalej, „coś ponad” prozę życia i zwykłą biologiczną chęć…Jaskinia zbójców, gdzie owi zbójcy są już gatunkiem na wymarciu.

Trochę jak patrzenie się przez szybę na wystawę z luksusowym towarem, jak gapienie się na szwajcarskie zegarki na które nie będzie mnie nigdy stać i fantazjowanie co by było gdyby. W głębi duszy jest jednak to poczucie, które może z początku jest lekko nieprzyjemne, lecz potem się można przyzwyczaić, że to już minęło i nie ma powrotu. Jest jeszcze ten cichy impuls, kaprys poczucia tego dreszczyku podniecenia, mimo świadomości że to się już więcej nie wydarzy. To jak mgliste wspomnienie dawno porzuconego nałogu, za którym pozostaje jeszcze blady ślad nostalgii.

Łapanie się okruchów, ogrzewanie się w popiele… na szczęście jestem trzeźwy, bo nie jestem w tym wszystkim tak żałosny jak mógłbym być. Jedynie to miejsce… jakby czas się go nie imał. Dalej  trwa jak trwało. W powietrzu zamiast dymu nikotynowego zapach kadzideł.

Średnia wieku jednak mocno się podniosła, więc zmieniła się dynamika tej przestrzeni. Turyści mają w dupie to że nie mają już dwudziestu lat.



Siedziałem chwilę na schodach – tyle wspomnień łączy mnie z tym miejscem, choć tak już odległych w czasie.

Moja przechowalnia, moja postarzalnia. Dziewczyny mają ostre makijaże, ale miękkie serca. Nic się nie zmienia, a zarazem zmienia się wszystko