Translate

sobota, 1 grudnia 2018

Noc w Tuluzie




Nadszedł czas powrotu – długi czas. Za pięć i pół godziny mam autobus do Wrocławia i spędzę w nim 30 godzin. Będzie ciężko. Jestem w Tuluzie. Mieście pełnym kontrastów, gdzie koło hoteli lub w bramach śpią bezdomni. Czarni i szarzy.

Miasto pełne ogródków kawiarnianych, gdzie mimo nadchodzącej północy jest pełno turystów. Kontrastują z tym jego ciemne strony – alkohol, prostytutki, narkotyki i bezdomni, jak to w każdym dużym mieście w Europie.

Często w podróżach jestem pytany, czy nie boję się spać w nocy w lesie. Nie bardzo, choć są momenty, gdy takie sytuacje się pojawiają. Boję się za to dużych miast, bo to one są tak naprawdę niebezpieczne, boję się weekendów w dużych miastach tuż nad ranem. Wtedy bywa niesympatycznie.

Znalazłem gniazdko elektryczne i stolik. Pełna kulturka na dworcu kolejowym.

Ciekawie być turystą. Patrzy się na świat inaczej. Widzi się więcej, lecz jednocześnie widzi się siebie na miejscu napotkanych, obcych ludzi. Bez filtrów codzienności. Ja dodatkowo mam barierę językową, więc czuję się bardziej wyalienowany. Ludzie na mnie różnie patrzą (po dwumiesięcznej pieszej podróży) – czasem z niesmakiem, czasem z zaciekawieniem, ale najczęściej obojętnie – takie czasy nastały, gdy ludzie są „letni”

Ktoś zaczął grać na pianinie, które jest w poczekalni. Od razu zrobiło się weselej tej piątkowej nocy.

Śmierdzę – mam przepoconą koszulę i nic na to nie mogę poradzić. Drugą, która mi została mam mokrą w worku w plecaku i pewnie śmierdzi już jeszcze bardziej po upalnym dniu. Mi to za bardzo nie przeszkadza, ale współczuję ludziom, którzy będą ze mną jechać autobusem. Nie ma rady – musimy to jakoś wytrzymać – te 31 h wspólnej udręki, zamknięci w ciasnej przestrzeni.


Tuluza, Francja 25 sierpnia 2017r.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz