Translate

poniedziałek, 4 maja 2015

Pogodzony




Pogodziłem się z życiem. Pewne rzeczy dalej męczą jak praca, atmosfera w domu, czy brak słońca ( na szczęście jest progres ), ale dobrze w końcu dotrzeć w końcu do swojego domu – do swojego wnętrza i zobaczyć przed czym uciekałem, co próbowałem stłumić.

Nie mam potrzeby picia, co mnie ostatnio bardzo cieszy ( choć włączają się jeszcze ciągoty do tego). Nie walczę z tym, bo nie ma sensu – po prostu obserwuję nie oceniając.

Jestem w Kalamburze i piję wodę ( po yerbie nie mogę spać i nie zawsze mogę sobie na to pozwolić, do tego dochodzi chęć niewdawania pieniędzy). Spotkałem Czarownicę za barem, w której byłem mocno zadurzony przez bardzo długi czas. Bardzo radosne spotkanie, choć nie pojawia się we mnie chęć „zdobywania” jej. Jest piękna, radosna i pełna energi, a w jej oczach widzę blask, gdy ze mną rozmawia. Cieszę się tym i pławię się w tej kojącej energii. Ten etap się też we mnie zakończył i teraz po prostu możemy być jedynie znajomymi. Kochając bez potrzeby bycia kochanym. Czując energię, bez łaknienia jej. Nie wiem czy umiałbym się jej oprzeć – nie jestem jeszcze na tyle silny, ale wiem też że ze mnie to nie wyjdzie. Nie zainicjuję tego. Może to po prostu moje majaki, złudzenia samca po ponad półrocznej abstynencji seksualnej.

Potrzebuję jeszcze bardziej się oczyścić, bo kilka spraw przysłania mi rzeczywistość wewnętrzną. Idzie post ( za 18 dni ) i to dobra, symboliczna okazja, by świadomie zrezygnować z pewnych rzeczy ( alkoholu, nikotyny i innych używek jak cukier, kawa, mięso itd. ). Chcę zrobić post na kształt Ramadanu ( o ile będzie to realne przy mojej pracy ) i nie jeść, oraz nie pić płynów od świtu do zmierzchu, a w miarę możliwości jak najczęściej robić wypady w góry i delektować się czystą samotnością, której mi tak brakuje w mieście.



Nie wiem dokładnie po co to wszystko. Czasami w moim życiu pojawiają się rzeczy, które wiem że potrzebuję zrobić. Nie z próżności, czy ciekawości. Coś mnie wiedzie i wiem, że opór temu co się pojawia sprawi tylko cierpienie. Dalej jestem na Drodze, droga jest we mnie i Ja Jestem Drogą. Duch wieje tam gdzie chce i nie można tego objąć umysłem. Czasami się bronię i łapię kurczowo tego co znam. Przychodzi wtedy mrok i pustka. Gubię się, gdy chcę na własną rękę tworzyć swoje życie i finalnie kończy się zawsze tak samo – tracę czas, a potem muszę stanąć przed sobą w prawdzie i przyznać: „Zbłądziłem”.

Czuję że to jest ta droga, którą tyle razy gubiłem i rozpoznaję wewnętrznie, że jest właściwą. Nigdy tego nie rozumiem, a jedynie czuję intuicyjnie, czuję że to czas aby wejść „głębiej” i obserwować to co tam znajdę. Dojrzeć to co schematyczne, łącznie z przyczynami i skutkami i rozumieć to jako całość. Dotrzeć bliżej źródła, którego nie widzę, ale czuję już orzeźwiający chłód i wiem że jest w pobliżu.

Być może to kolejny bełkot „niepijącego pijaka” piechura i seksoholika na odwyku. A może to jest tak proste – na nowo kochać – czysto...


Kalambur 2.02.2015 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz